#WolneMedia

#WolneMedia
Kiedy włącza się autocenzura, bo może lepiej o tym nie mówić, to wiesz, że dzieje się coś niepokojącego.

Czy wolno nam pisać o Minister Annie Streżyńskiej? A o jej następcy, Adamie Andruszkiewiczu?
Czy mówienie, że ministerstwo cyfryzacji jest wydmuszką, jest OK?
 
A czy pisanie, że e-TOLL czy ePUAP to jakościowe porażki jest jeszcze dozwolone?
A wytykanie wycieków danych z publicznych serwisów nie jest ujawnianiem jakiejś tajemnicy?
 
Czy mówienie o bezsensownych, ale za to wielomilionowych przetargach jest zdradą interesu narodowego?
A informowanie o marnotrawieniu środków budżetowych nie stawia nas w gronie wrogów ojczyzny? 
 
Czy pisanie o próbach cenzurowania Internetu nie ściągnie na nas jakichś kłopotów?
Te wszystkie kontrole, problemy w urzędach, niewygrane przetargi — czy to już objaw tego, że przegięliśmy z naszymi publikacjami?
A ten urzędnik, który uprzejmie pyta, czy warto o tym pisać, to już coś sugeruje?
 
Krytykujemy. Jest to naturalnie wpisane w zawód testera oprogramowania. Dostrzegamy problemy i je raportujemy, bo liczymy, że będzie lepiej. 
Jeśli jednak włącza nam się autocenzura i zastanawiamy się, czy może o tym jednak nie mówić lub nie pisać, to z automatu tracimy swoją niezależność testerską. 
 
Tak samo jest z pisaniem o jakości. 
Tak samo jest z dziennikarską pracą. 
 
Potrzebujemy mediów rządowych, komercyjnych i serwisy blogerskie, by dawały platformę dziennikarzom śledczym, sprawozdawcom politycznym, ekspertom ekonomicznym i wszystkim innym fachowcom nieskrępowanie wypowiadać swoje opinie na podstawie przeanalizowanych faktów. Tylko dzięki posiadaniu wartościowej informacji z wielu źródeł jesteśmy w stanie wyrobić sobie własne zdanie. Pozbawienie nas tego wyboru jest ograniczeniem naszej wolności. 
 

To powinno Cię zainteresować