Do wstępu możecie dorzucić jeszcze, że celem prelegentów nie jest mówienie Wam, co macie robić, ale zaprezentowanie swoich doświadczeń. Nie było więc karcącego tonu najlepszych praktyk, a zamiast tego była pokora w pokazywaniu swoich sukcesów i porażek.
Hasło przewodnie "Delivery at speed" było odmieniane w prezentacjach na wiele sposobów. Pojawiły się więc hasła takie jak "deliverability", czyli zdolność do dostarczania produktu czy "qualitability", czyli zdolność oprogramowania do bycia wysokiej jakości. Samo "speed" zachęcało do nawiązania do jazdy samochodem, mieliśmy więc porównanie projektu informatycznego do auta w obu głównych prezentacjach.
Ta szybkość dostarczania, ale również szukanie dróg do tego by eliminować marnotrawstwo spowodowało, że była to najbardziej devopsowa konferencja w testowaniu jaką możecie sobie wyobrazić. Testowanie nie było tutaj centralnym punktem. Mówcy mniej lub bardziej świadomie próbowali od niego uciekać. Pokazywali ciekawe metody wysokiej jakości wdrożeń i weryfikacji na produkcji bez klasycznych testów, jednak na końcu często pojawiało się ale "...i tak staramy się to testować".
Mirjanie Kolarov i Bartkowi Szulcowi udało się zbudować agendę nieszablonową, choć zbudowaną głównie na prelekcjach. Dobór mówców i tematów pomógł złamać kolejne dogmaty testerskiego świata. Dla nas było to zdecydowanie odczarowanie negatywności postrzegania testów na produkcji. Teraz po prostu chcemy to robić!
i jeszcze kilka myśli nieuczesanych.
- Ciężko jest wyróżnić najlepsze prezentacje, bo nie było słabych i trzeba by wymienić wszystkie. Naprawdę wszystkie.
- Chcemy jednak wspomnieć o przesympatycznej i bardzo ciekawej postaci Elaine Sullivan, która na prośbę osoby ze sceny aby klasnąć 1 raz za każde 5 lat doświadczenia klaskała jeszcze długo po wszystkich. Uwierzcie, że naprawdę warto jej posłuchać.
- Warsztaty, co widać po ocenach i kuluarowych dyskusjach, również były na bardzo wysokim poziomie, ale jak zwykle Państwo Gawrońscy rozbili bank.
- Uczestnikom brakowało tematu testowania kontraktów, które było szeroko pokazywane w 2018 i 2017 r. Znaczy to, że A&A Days wyprzedziło swoje czasy!
- Większość prelegentów silnie wiązała swoje wystąpienia z tytułem przewodnim konferencji, co spowodowało, że produkt końcowy był bardzo spójny.
- tylko Jakub Rosiński pokazał testowanie, w którym pośpiech nie jest pożądany.
- Pierwszy raz widzieliśmy, aby tak niszowa konferencja rozgrzała polskiego Twittera.
Pozost.j. nam podziękować, że mogliśmy brać udział w tak wyjątkowym wydarzeniu oraz że mogliśmy nałapać inspiracji do własnej pracy. Do zobaczenia w 2020 roku!
PS. Acha, zapomnielibyśmy jeszcze. Gdańsk jest piękny, budynek Muzeum robi oszałamiające wrażenie, catering był bardzo dobry, część imprezowa na wypasie - ale nie miało to znaczenia w obliczu agendy i merytoryki A&A Days.