W dużym skrócie można powiedzieć, że Volkswagen korzystał z oprogramowania (przygotowanego przez firmę Bosch), by w chwili kontrolowania emisji spalin wyniki mieściły się w akceptowanej normie. Wiele osób, które kupiło samochody diesel Volkswagena miało więc poczucie, że korzysta z ekologicznego samochodu, gdzie realnie ich samochody wydzielały znacznie więcej spalin, niż mogłoby to wynikać z testów. VW już zapłacił sporo za tę aferę, a przyjdzie mu zapłacić jeszcze więcej. Realnie zapłaci praktycznie cały niemiecki przemysł motoryzacyjny, który utracił dobre imię w oczach wielu klientów.
W oświadczeniu Volkswagena czytamy: "Volkswagen usilnie pracuje nad wyjaśnieniem wszelkich nieprawidłowości związanych z montowanym w silnikach diesla oprogramowaniem." oraz, że "[...] w przypadku samochodów wyposażonych w silnik typu EA 189 pojawiają się pewne rozbieżności pomiędzy wartościami osiąganymi podczas kontroli spalin, a wartościami osiąganymi podczas rzeczywistego użytkowania samochodu."
Na czym polegało oszustwo Volkswagena >>
Fakty z dieselgate:
- VW stworzył produkt, który nie spełniał standardów i norm.
- VW już na testach musiał się zorientować, że produkt jest niskiej jakości. Musiał więc ukryć wyniki testów posługując się oprogramowaniem, które maskowało realne parametry w systemie.
- VW, mając pełną świadomość niskiej jakości produktu, jaki wyprodukował, postanowił wypuścić go na rynek.
- VW zakładał, że nikt się nie dowie, jak słabej jakości produkty wytworzył. Udało się to ukrywać przez sześć lat.
- Agencje powołane do kontroli producentów (np. amerykańska EPA) nie były w stanie przeprowadzić testów, które ujawniłyby oszustwo.
Wnioski:
- Testy ujawniają problemy z jakością.
- Nie warto udawać, że ma się o produkt spełniający standardy i normy.
- Nie warto oszczędzać na jakości.
Ostrożne szacunki mówią, że Volkswagen za tę lekcję zapłaci około 30 miliardów euro.
PS.