Do USA wybrałem się głównie po to, by odwiedzić zaprzyjaźnionych testerów, porozmawiać o biznesie i startupach oraz by poszukać nowych idei, które sprawdziły się na amerykańskiej ziemi i można by je zaszczepić w Polsce. Podczas całej podróży odwiedziłem kilkanaście meetupów i otwartych spotkań, ale lepiej poznam zaledwie kilka. Nie mogę więc powiedzieć, że w pełni rozumiem specyfikę wydarzeń z obszaru IT i specyficznie tych skoncentrowanych na testowaniu. To, co na pewno zrozumiałem, to to, że jako społeczność testerska w Polsce nie mamy powodów do narzekania. Nasze meetupy, choć inne od tych w Ameryce, nie powinny mieć kompleksów z perspektywy pojawiających się na nich ciekawych tematów, liczności uczestników czy jakości samych spotkań.
Zainspirowałem się jednak kilkoma elementami tutejszych spotkań i czuję, że ich przeniesienie na polski grunt może mieć wartość dla wszystkich. Oto one.
1. Otwartość
Bardzo podoba mi się tutejsza chęć do prowadzenia rozmowy. Nawet jeśli jest ona powierzchowna na początku, to jeżeli tylko obie strony poczują chęć pogłębienia dialogu, to szybko można przejść od bullshitu do wymiany idei i dzielenia się doświadczeniami. Oczywiście działa to też w drugą stronę. Jeśli „nie ma chemii”, to rozmowa skończy się po kilku kurtuazyjnych zdaniach i pozwoli nam szybko przeskoczyć do kolejnego rozmówcy.
2. Brak pasywności
Wydaje mi się, że uczestnicy amerykańskich meetupów bardzo korzystają na wzajemnej interakcji. W Polsce wielu uczestników stawia na bierność. Uczestnik często przychodzi wysłuchać jakiejś prezentacji i potrafi nie odezwać się od momentu wejścia aż do wyjścia. Często też pojawiają się u nas zamknięte grupki, które znają się z pracy i jeśli rozmawiają to tylko ze sobą. W Ameryce ważną rolę pełnią moderatorzy, których określić można nawet wodzirejami, zachęcającymi do rozmowy i do dzielenia się swoimi przemyśleniami lub nawet łączą ludzi w pary i mniejsze grupki, aby Ci mogli swobodniej zacząć konwersować.
3. Nastawienie na cel
Mam wrażenie, że polskie meetupy nie są budowane wokół konkretnej idei, a wokół lokalizacji. Dlatego na lokalnych spotkaniach, których nazwy nawiązują do miast, w których się odbywają, tematy są przekrojowe i mówią o wszystkim. Czasami orientują się na automatyzacji, potem na zarządzaniu, by zaraz przeskoczyć na kierunki rozwoju w zawodzie. Dlatego ludzie, którzy na nie przychodzą, często nie tworzą prawdziwej społeczności. Społeczność musi nawiązywać do sytuacji jej uczestników (w tym przypadku głównie zawodowej). Inną społeczność stanowią automatycy, a inną juniorzy, którzy nie dostali jeszcze swojej szansy. Oczywiście ludzie mogą migrować między społecznościami, ale zazwyczaj będą mieli jedną, która będzie trafiała dokładnie w ich potrzeby i która będzie przez nich preferowana.
Jest to trudne w realizacji, ponieważ społeczności musi być dużo, ale jest to możliwe, jeśli uwzględnimy kolejną cechę.
4. Zorientowanie na biznes
Mam wrażenie, że w Polsce wszystkie społeczności muszą być otwarte i niekomercyjne. Organizatorzy nieśmiało rozstawiają banery sponsorów, jakby wstydzili się, że ktoś zasponsorował salę albo pizzę i boją się zarzutów, że się „sprzedali”. W Ameryce wygląda to inaczej. Tutaj każdy na meetupach ma jakiś swój biznes i jakiś swój cel do osiągnięcia. Ktoś chce zrekrutować, a ktoś inny chce zostać zrekrutowanym, ktoś chce się szkolić, a ktoś inny chce sprzedać swoje szkolenie, ktoś chce pozyskać narzędzie i dobrze się składa, bo ktoś chce je sprzedać. Reklama jest agresywna, ale jakby powszechnie akceptowana. Może to natłok reklam w telewizji, Internecie i przestrzeni publicznej ustanowił już wysoki poziom jej akceptacji? A może to po prostu zrozumienie, że jeśli nic nie zapłaciłeś za udział w danym wydarzeniu, to musisz przyjąć czasami dużą dawkę reklamy? Pewnie takiej idei i w takiej formie nikt by na polski grunt nie zaszczepił, ale po pewnych modyfikacjach mogłoby się to sprawdzić.
Jeśli społeczności miałoby być więcej, to znaczy, że więcej osób musiałoby je organizować, a nie wszyscy robią to dla satysfakcji lub dla wpisu w CV. Jeśli społeczności się częściowo skomercjalizują, to może być ich dużo i musiałyby aktywniej pozyskiwać sponsorów (dając im coś w zamian) lub musiałyby być finansowane przez samych członków. Dzięki temu mogłyby być silniej zorientowane na realizację celów jej członków.
5. Społeczności to nie tylko meetupy
U nas społeczność zaczyna się o 18:00 wraz z rozpoczęciem pierwszej prelekcji i kończy się o 20:00 tego samego dnia zaraz po ostatnim slajdzie. Społeczność musi trwać 24h / 7 dni w tygodniu i 365 dni w roku! Musi żyć na portalach społecznościowych, na forach, w aplikacjach i w bezpośrednich relacjach. Społeczność to nie tylko działania organizatorów wydarzeń, ale aktywność wszystkich jej członków. Póki nie uda się tej aktywności wzbudzić, to społeczności będą umierać, gdy organizatorom meetupów zabraknie energii, a na horyzoncie nie pojawią się ich następcy.
6. Siła społeczności to siła zawodu
To, jak duża i wpływowa jest dana społeczność, wpływa bezpośrednio na to, jak ceniony jest na rynku i jak oceniany jest zawód, któremu dedykowana jest ta społeczność. Motory napędowe społeczności, często pojedyncze osoby wiedzą, że wzmacniając społeczność, bezpośrednio wzmacniają też i siebie, i swoją pozycję rynkową. Jeśli dana społeczność staje się silną marką, to ich liderzy stają się gwiazdami wykraczającymi poza te społeczności.
Bardziej doświadczeni testerzy działający w społecznościach i angażujący się w ich życie zyskują co nieco z bezpośrednich kontaktów, ale bardzo dużo z pośrednich benefitów, które odsunięte są w czasie. Inwestując czas w społeczność i wzmacniając ją, uzyskują wartości, których nie można nie doceniać.
Powyższe obserwacje skłaniają mnie do innego spojrzenia na meetupy w Polsce. Te, które istnieją, świetnie wypełniają pewną niszę pasywnego przekazywania skondensowanej wiedzy, która stanowi zachętę do głębszego zapoznania się z tematem. Wszystkie one zbudowane są na bardzo podobnych zasadach i nawet jeśli eksperymentują z innymi formami, jak np. panele to zazwyczaj od nich odchodzą. Nie zaspokajają przez to dużej części potrzeb uczestników i nie budują prawdziwych społeczności.
Ponieważ jedną z rzeczy, których nauczyłem się w swojej podróży po USA, to szybkie wdrażania pomysłów w życie to chciałbym zaproponować i zrealizować nowe formy meetupów, które w mojej opinii powinny być:
- realizowane w mniejszych grupach
- zorientowane na konkretny cel jej uczestników
- wymagające od uczestników zaangażowania przed, w trakcie i po spotkaniu
- otwarte na pracodawców, rekruterów, dostawców szkoleń, producentów narzędzi
- odbywające się w świecie rzeczywistym i twarzą w twarz.
Każdy z Was może stworzyć taką społeczność już dziś. Możecie użyć mojej koncepcji lub wziąć tylko wybrane jej elementy. Spróbujcie jednak dostarczyć coś nowego. Coś, co nie będzie kolejną MiastQA, a co realnie zbuduje społeczność.
Moja pierwsza społeczność do zbudowania to "przyszli testerzy".
Mój pierwszy pomysł to BYOCV czyli Bring Your Own CV, gdzie będziemy na żywo pokazywali i omawiali CV uczestników. Każdy uczestnik musi przynieść swoje CV. Każdy.
Pierwsze miasto to Gdańsk, ale jeśli się sprawdzi, to ruszam z moim pomysłem w kraj.
Zachęcam do udziału w tych spotkaniach również rekruterów i doświadczonych testerów, którzy będą komentowali CV osób początkujących i szukających pracy.
Dajcie znać w ankiecie czy chcielibyście wziąć udział w budowaniu takiej społeczności i zainicjować ją takim spotkaniem. To czy ono się odbędzie i jaką przyjmie ostatecznie formę zależy tylko od Was.