W dobie ograniczania bezpośrednich kontaktów międzyludzkich oraz przejścia na pracę zdalną, redefiniujemy wszystko, co do tej pory traktowaliśmy za pewniki. Przed Covidem, zbyt częste było nastawienie w rodzaju „nie-da-się”, a za mało prób zmiany zastanego porządku. I nagle wszystko odwróciło się do góry nogami. Pracodawcy już nie boją się wysyłać swoich pracowników na home office, urzędnicy odpisują na maile, a egzaminy ISTQB® można zdawać bez wychodzenia z domu. To, co jeszcze niedawno wydawało się niemożliwe, z dnia na dzień stało się obowiązującym standardem. Na tych zmianach korzystają wszyscy. Wreszcie dostrzegliśmy jaki potencjał ma otaczająca nas technologia i jakie możliwości nam daje.
Mimo wszystko, pojawiły się u mnie wątpliwości oraz obawa o jakość kształcenia w formie zdalnej. Zadawałem sobie pytania:
- Czy szkolenia online będą w stanie zastąpić te, które prowadzimy twarzą w twarz?
- Czy udział w szkoleniu zdalnym będzie tak samo wartościowy dla uczestnika, co bezpośrednia możliwość współpracy z trenerem?
- Czy warunki uczestnictwa, w których nie separujemy się od otoczenia biurowego bądź domowego, będą korzystne dla udziału w szkoleniu?
Około 10 lat temu prowadziłem pewne szkolenie, praktyczno-teoretyczne, które spowodowało u mnie taką traumę, że powiedziałem sobie – nigdy więcej. Najbardziej wbił mi się w pamięć brak pewności, że gdy mówię do ekranu, to w sumie nie mam przekonania czy tam, z drugiej strony, ktoś jest i słucha.
Przypomniałem sobie o tym wczoraj, po zakończeniu szkolenia zdalnego. Tym razem jednak, miałem poczucie, że szkolenia online, choć mają swoje ograniczenia, są naprawdę OK.
Poniżej zostawiam kilka nieskładnych przemyśleń i wniosków na przyszłość.
- Zaangażowana grupa bardzo pomaga. Jak pisałem, najgorszym koszmarem, który wiąże się dla mnie ze szkoleniami online, to przeświadczenie, że nikt nie słucha (a może nawet nikogo nie ma po drugiej stronie ekranu). Tym razem szybko obaliłem tę tezę. Grupa nie zawiodła – podjęto komunikację głosową oraz na czacie, często pojawiały się pytania do prezentowanego materiału, zadania rozwiązywano i wrzucano na komunikator. To co mnie zaskoczyło i bardzo mi się podobało, to fakt, że uczestnicy nie pytali, ale komentowali wiedzę. Dzielili się własnymi doświadczeniami i opowiadali, jak wygląda to u nich w projekcie. Absolutnie się tego nie spodziewałem.
- Uczestnicy szkolenia już nauczyli się pracy zdalnej. Wiedzą, że osoba mówiąca potrzebuje potwierdzenia, że jest słyszana, włączają kamerki (nie wszyscy i nie przez cały czas), chcą interakcji i z niej korzystają. Jest to znacząca zmiana w naszym nastawieniu, która, nie mam wątpliwości, przyszła dopiero w roku 2020.
- Szczekanie psa, dzwonek do drzwi, dziecko wchodzące w obraz kamerki -to nic złego. Przecież nie będziemy udawać, że jesteśmy na bezludnej wyspie, bez żadnych rozpraszaczy. Skoro u uczestników panuje zwykła, domowa atmosfera, ja również przestaję się martwić tym, że moje dzieciaki krzyczą za drzwiami i część tych dźwięków trafia w zasięg mikrofonu. Nie musi być sztywno i sztucznie. Tak, koło nas toczy się normalne życie i codzienne obowiązki.
- Doceniam to, że nie muszę jechać do innego miasta, zameldować się w hotelu, poprosić o deskę do prasowania, upewnić się czy dostanę śniadanie, denerwować się, że sąsiedzi z pokoju obok postanowili w nocy zaimprezować, kiedy ja o 7 muszę wstać na zajęcia. Dwudniowe szkolenie staje się wtedy 3-dniową wycieczką i separacją od własnego życia. Szkoląc zdalnie mogę natomiast zachować swoje codzienne rytuały, pijąc własną kawę i odprowadzając dzieciaki do szkoły. Teraz doceniam to nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
- Szkolenia online to szanse. Jest ich wiele i nie będę się rozpisywał o wszystkich, ale opiszę jedną. W którymś momencie wydawało mi się, że źle zaplanowałem czas i mogę nie wyrobić się z materiałem. Najpierw się zdenerwowałem, ale potem przyszła refleksja – przecież to nie jest żaden problem. Zaplanowałem sobie, że zrobię ekstra godzinę już po szkoleniu. Nikt przez tę ekstra godzinkę nie musi specjalnie zawalać swoich obowiązków, bo wszystko odbędzie się online. Ostatecznie zdążyłem ze wszystkim, ale dodatkową godzinę i tak zaproponowałem. Niezobowiązująco, na dwa dni po przetrawieniu materiału, każdy, kto będzie miał pytania, może się wdzwonić i pogadać.
- Mam przemyślenia i rzeczy do poprawienia. Kto, kiedy i jak otrzymuje materiały szkoleniowe? Zrobić lepsze wizualnie slajdy! Wybrać bardziej angażujące narzędzie do komunikacji (aktualne wprawdzie nie jest złe, ale zawsze może być lepiej). Każda z tych rzeczy jest prosta do wykonania. Nie będzie to olbrzymi skok jakościowy, ale na pewno poprawka, która uczyni szkolenie odrobinę lepszym.
- Czytam ankiety. Tam gdzie bałem się, że zaaplikowałem za dużo sucharów, to uczestnicy doceniają anegdoty z życia wzięte. Były obawy, że mogłem zanudzić (taka jest ta teoria ISTQB), ale uczestnicy zauważyli skondensowaną, acz zrozumiałą formę. W ogólnym podsumowaniu uczestnicy są zadowoleni albo bardzo zadowoleni. Dostałem informację zwrotną, potwierdziły się rzeczy, które sam wynotowałem do poprawy. Misja się udała!
Piszę to z perspektywy trenera, jeden dzień po szkoleniu z teorii testowania i muszę przyznać, że za długo broniłem się przed nauczaniem zdalnym. Szkolenie online jest naprawdę OK. Nie jest lepsze ani gorsze od szkolenia stacjonarnego. Ma swoje wady, ma i zalety. Jest inne, wymaga innych narzędzi, wymaga innego prowadzenia grupy, ale za to daje możliwości jakich nie ma się (albo nie korzysta się z nich) podczas szkoleń na żywo. Dziś nie mamy wyboru i z powodu ograniczeń musimy polegać na formie zdalnej. Kiedy jednak świat wróci do normy i kiedy znów możliwe będą szkolenia stacjonarne, to wiem, że nie zrezygnuję z tych online. Cieszę się już na okazję, by na żywo i bezpiecznie przybić piątkę z uczestnikami. Pewnie wybierzemy się na wspólny lunch, a może nawet na wieczorne spotkanie przy herbacie. Jednak równie fajnie będzie znów poprowadzić szkolenie bez wychodzenia z domu.
Grafika pochodzi z https://www.freepik.com/