Furby - testowanie nieznanego

Furby - testowanie nieznanego
Jeśli nie znasz Furby'ego, to prawdopodobnie nie masz dzieci. Furby jest dla mnie, jako testera, źródłem prostego wniosku - testowanie czarnoskrzynkowe i eksploracyjne nie wystarcza.
Furby jest elektronicznym pluszakiem, którego od innych zabawek na świecie różni to, że nie ma wyłącznika. Jego zachowanie silnie zależy od tego, jak dziecko się z nim bawi i czy go karmi. Furby czasami "zachowuje" się dziwnie, zupełnie nie wiadomo dlaczego potrafi się "zdenerwować" lub też "rozczulić". Furby naszpikowany jest elektroniką, czujnikami i wyświetlaczem w oczach. Jako rodzic dziecka, które na gwiazdkę otrzymało Furby'ego jestem pod wrażeniem spektrum zachowań, możliwości i "zmian nastrojów". Furby naśladuje zwierzę. Furby posiada coś, co można by nazwać sztuczną inteligencją mało inteligentnego zwierzęcia.

 

Sam w sobie jest nieprzewidywalny, jego zachowania po części zależą od tego co się z nim robi, ale po części są wynikiem wewnętrznego, losowego algorytmu. Testowanie Furby'ego musiało być dla testerów niesamowitym wyzwaniem, ale bezsprzecznie wymagało znajomości działania wewnętrznej logiki oprogramowania. Wyobrażam sobie, że przy biurku siedzi tester oprogramowania, a z jego Furby'ego wystaje podpięty kabel i na ekranie wyświetlają się wewnętrzne komunikaty powiązane z wynikiem impulsów zewnętrznych. Jeśli Furby ma być nieprzewidywalny, to nie ma jednej prostej ścieżki na jego testowanie. Nie ma również możliwości prostego określenia oczekiwanego rezultatu.


W takich warunkach testowanie przypadkami testowymi bazującymi na specyfikacji wymagań nic nie da. Podobnie testowanie eksploracyjnie, ponieważ zachowanie Furby'ego jest nieprzewidywalne. Furby jest więc dowodem na to, że testowanie białoskrzynkowe przy coraz bardziej złożonych algorytmach i coraz mniej jasnej funkcjonalności jest teraz bardziej kluczowe niż kiedykolwiek wcześniej.

 

 

 

To powinno Cię zainteresować