WOJNA w Internecie

WOJNA w Internecie
Ukraina traci kolejne obszary swojego terytorium i broni się przed najazdem putinowskiej Rosji. Jest jednak jeden front, na którym wygrywa bezapelacyjnie - Internet.

Media proukraińskie 

Uruchomienie dziś radia, telewizora czy stron informacyjnych to gwarant uzyskania informacji z perspektywy Ukrainy. Propaganda rosyjska nie przedostaje się przez żaden z kanałów. Nie tylko stacje rosyjskie otrzymały ograniczenia w nadawaniu, ale i dano całościowy odpór jakimkolwiek próbom uzasadniania ataku na Ukrainę. Słyszymy więc o zabitych i wziętych do niewoli rosyjskich żołnierzach, o ukraińskich bohaterach zabitych przez rosyjski okręt wojenny i stających na drodze czołgów oraz o kolejnych sukcesach armii ukraińskiej. Narracja rosyjska nie istnieje. Można powiedzieć, że nie mając dostępu do informacji z rosyjskich mediów, nie mamy możliwości poznania zdania obu stron, jednak trzeba pamiętać, że media rosyjskie nigdy nie słynęły z rzetelnej i obiektywnej informacji. By nie tracić ducha, wolimy słyszeć dobre wieści z piekła wojny. Wierząc, że jest nadzieja dla Ukrainy i że wróg nie stanie u naszych granic, jeszcze bardziej motywujemy się do pomocy i wywierania presji na rządy. A presja ta ma dziś olbrzymie znaczenie (o tym dalej). 

Internetowe trolle zeszły do podziemia 

Dezinformacja i szerzenie plotek to podstawa, aby manipulować masami, demotywować wroga i siać panikę. Nic więc dziwnego, że wojna zaczęła się od skoordynowanego ataku informacyjnego, czego jednym z objawów była informacja o brakach w dostawach paliw. Oczywiście benzyny zabrakło, kiedy wszyscy rzucili się na stacje. Sytuację udało się na szczęście uspokoić, ale dostaliśmy przedsmak wojny w Internecie. Ciekawostką [niesprawdzoną] może być to, że 80% antyszczepionkowych kont twitterowych zaczęło sławić działania Rosji. Sławnych na cały świat ruskich trolli udało się jednak praktycznie spacyfikować i zepchnąć do pozycji obronnych. Jest tajemnicą poliszynela, że nie byłoby to możliwe bez olbrzymiego wsparcia amerykańskiej cyberarmii, firm informatycznych oraz milionów Internautów. Dziś w sieci rządzi jedynie przekaz antyrosyjski.

Wsparcie z cyfrowych firm

Solidarność z broniącą się Ukrainą deklarują nie tylko rządy, ale również firmy. Mamy wiele przykładów tego, jak Ukraińcy dostają darmowe usługi, w tym np. darmowe połączenia od telekomów czy dostęp do Starlinka Elona Muska. Oczywiście po stronie Ukrainy walczy dziś również Facebook czy Twitter, blokując RT (byłe Russia Today) i inne prokremlowskie media. Co ciekawe, wydają się one wyjątkowo skuteczne w przypadku siania dezinformacji i defetyzmu. Coś, czego nie mieliśmy do tej pory okazji obserwować w social mediach, których pożywkę stanowią często nieprawdziwe, ale za to popularne posty. Wśród firm, które walczą z dezinformacją, mamy między innymi Brand24, który monitoruje sieć pod kątem propagandy antyukraińskiej i zgłasza te fakty moderatorom poszczególnych serwisów społecznościowych. 

Nasz lokalny rynek też nie pozostaje bierny. Pojawił się wysyp firm wspierających realnie, jak i wirtualnie. Z naszej działki możemy podkreślić zaangażowanie bezpieczników oraz ich wsparcie w postaci szkoleń z cyberbezpieczeństwa dla instytucji i firm. 

Cyfrowe poruszenie

Trzeba przyznać, że sieć również zaroiła się od akcji pomocowych i do optimum wykorzystano potencjał i motywację Internautów do słania wsparcia Ukrainie i Ukraińcom. Jednym z wielu przykładów są donate-y dla ukraińskiej armii. Są również mniejsze, lokalne akcje pomocy Ukraińcom mieszkającym w okolicy czy też zbiórki z żywnością i chemią jadące na granicę. Skala tych działań jest porażająca w kontekście wszystkiego, co widzieliśmy do tej pory. Twój znajomy na pewno już sam zbiera lub udostępnił informacje o zbiórkach darów dla uchodźców na granicy.

Internetowe szpilki

Trzeba oddać, że wiele inicjatyw w Internecie to arcymistrzowstwo w dziedzinie socjotechniki wymierzonej bezpośrednio w społeczeństwo rosyjskie. Mówi się, że cynkowe trumny zakończyły wojnę w Afganistanie i przypieczętowały upadek ZSRR. To trumny, w których odsyłano ciała radzieckich żołnierzy z pola bitwy. Były one zaprzeczeniem propagandy i podważały oficjalne informacje płynące z mediów. Takie wirtualne trumny Ukraińcy przygotowali w postaci strony internetowej, na której każda rosyjska rodzina może sprawdzić, czy jej syn poległ, a może trafił do niewoli podczas ataku na Ukrainę. Jest to cyber broń o olbrzymim polu rażenia. Matka, która straciła swoje dziecko i przeżywa swoją żałobę, może być poważniejszym wrogiem dla Putina niż bataliony uzbrojonych Ukraińców. Innym przykładem są filmiki, które krążą po Internecie i po telefonach rosyjskich żołnierzy z informacjami o stratach na froncie, ciałach ich kolegów, czy płonącym sprzęcie. Proukraińska propaganda stara się, by każda negatywna dla strony rosyjskiej informacja możliwe jak najszybciej trafiła do młodych chłopaków dokonujących inwazji na teren Ukrainy.

Cyberpoligon

Działania armii cybernetycznych krajów nie biorących udziału w wojnie nie są oficjalne. Państwa nie angażują się w działania ofensywne, pozostając jedynie na poziomie sankcji oraz udzielania pomocy Ukraińcom, a jednak oczywiste jest, że istnieje olbrzymie zewnętrzne wsparcie w obronie infrastruktury informatycznej Ukrainy przede wszystkim atakami, np. ransomwarem czy próbą włamania się do Ukraińskich zasobów. Oficjalną kontrofensywę prowadzą za to mniej lub bardziej znane grupy hakerów z całego świata. Oczywiście najgłośniej jest o atakach Anonymous, ale nie są oni jedyni. Na całym świecie obserwujemy pospolite ruszenie domorosłych hakerów, którzy korzystając z bezkarności oraz niepisanego przyzwolenia, atakują małe i większe cele w rosyjskim Internecie. Można powiedzieć, że blokowanie rosyjskich stron rządowych przy pomocy DDoS wygląda spektakularnie, ale nie ma większego znaczenia militarnego. Jednak ma olbrzymie znaczenie w kategoriach demotywacji i demoralizacji wroga. Rosyjski Internet jest dziś jednym wielkim polem walki, gdzie swoje operacje i działania dywersyjne prowadzą nie tylko prawie wszystkie cyberarmie świata, zorganizowani partyzanci, ale i wolontariusze z całego świata. I Ty, wchodząc na pewne strony i odpalając pewne skrypty, możesz zaatakować Rosję. Pamiętaj jednak, że takie nieprzemyślane działania mogą przynieść więcej szkody niż pożytku. Nic więc dziwnego, że ukraiński rząd ogłosił, że i tę działkę chce zagospodarować tworząc złożony z ochotników legion cybernetyczny. Jeśli już chcesz walczyć w sieci, zrób to w sposób przemyślany i celowy.

Jakie to ma znaczenie? 

Presja publiczna, w tym i ta Internetowa, ma olbrzymie znaczenie, ponieważ demokratyczne rządy muszą myśleć o kolejnych wyborach. Ich postawa dziś może rzutować na to, jak ich obywatele zachowają się przy urnach. Widać, że wola obywateli zmusiła niektóre z państw do silniejszej reakcji na działania Rosji, patrz rząd Niemiec w kwestii dostarczania broni Ukrainie, czy odłączenia Rosji od SWIFT. Zauważcie również, że UE przeszła od hashtagów z oburzeniem, do zakupu broni dla Ukrainy (pierwszy raz w historii!).

Pomimo tego, że może to brzmieć nieracjonalnie, to każde nasze działanie w sieci ma swoje konkretne reperkusje. Każdy udostępniony post, przeczytana informacja, udzielone wsparcie może przełożyć się na obniżenie liczby ofiar lub skrócenie wojny. 
 
Dziś wróg jest jeden, a front walki z nim rozciąga się na cały świat. Choć na polach bitwy i w miastach walczą tysiące, to w sieci walczą miliony.
 
PS NIGDY WIĘCEJ WOJNY

To powinno Cię zainteresować