Wielki eksperyment, którego się baliśmy
Pandemia wymusiła na nas wszystkich eksperyment z pracą zdalną. I wiecie co? Niebo nie spadło na ziemię. Defekty nadal były znajdowane, testy automatyczne nadal działały, a raporty z testów wciąż były dostarczane na czas. Ba, niektóre zespoły odkryły, że ich dokumentacja testowa znacznie się poprawiła - bo nagle musieli lepiej opisywać swoje procesy i znaleziska.
"Ale to nie to samo!"
Słyszymy już głosy sprzeciwu. "A co z szybkim pokazaniem defektu programiście? A pair testing? A spontaniczne burze mózgów nad problemami?" Pozwólcie, że zadamy Wam inne pytanie: pamiętacie czasy, gdy każdy defekt musiał być odtworzony na komputerze programisty, bo "inaczej się nie liczy"? Albo gdy testy regresji wykonywało się ręcznie, krok po kroku, bo "tylko tak mamy pewność"?
Technologia poszła do przodu. Mamy:
- narzędzia do nagrywania ekranu i współdzielenia pulpitu
- zaawansowane systemy do zarządzania testami
- platformy do współpracy w czasie rzeczywistym
- wirtualne środowiska testowe dostępne z każdego miejsca
Gdy zaczniemy drążyć głębiej, okazuje się, że za niechęcią do pracy zdalnej często stoi coś innego niż troska o jakość - to lęk przed zmianą sposobu zarządzania zespołem. Przypomina to początki automatyzacji testów. Wtedy też słyszeliśmy: „Żaden automat nie zastąpi ludzkiego oka!”. Historia pokazała, jak bardzo się myliliśmy - szczególnie gdy przychodzi do analizy tysięcy linijek kodu.
Całkiem szczerze - wszystkie argumenty przeciwników pracy zdalnej mają w sobie ziarno prawdy:
- Tak, bezpośrednia komunikacja w biurze może być czasem efektywniejsza.
- Tak, musisz bardziej ufać swoim testerom, gdy pracują zdalnie.
- Tak, testerzy mają teoretycznie większą możliwość "obijania się" w domu.
- Tak, ich wkład może być mniej widoczny gdy pracują zdalnie.
- Tak, dojazdy eliminują te przypadkowe rozmowy przy kawie, podczas których czasem rodzą się świetne pomysły.
To wszystko prawda. I wszystko to nie ma znaczenia.
Kiedy zaczynacie argumentować w jedną czy drugą stronę, zapytajcie siebie, dlaczego nie wykonujemy już wszystkich testów manualnie według szczegółowych skryptów. Przecież nie tak dawno temu było to standardem. To właśnie stało się z nakazem powrotu do biura. Tak jak automatyzacja testów stała się naturalną ewolucją w naszej branży, tak praca zdalna jest kolejnym krokiem w jej rozwoju.
A co naprawdę ma znaczenie?
Zastanówmy się, co faktycznie świadczy o skuteczności testera:
- Liczba wykrytych defektów przed wydaniem produkcyjnym.
- Jakość raportów z testów.
- Współczynnik pokrycia testami.
- Czas potrzebny na przetestowanie nowej funkcjonalności.
- Umiejętność przewidywania potencjalnych problemów.
Czy którykolwiek z tych parametrów wymaga fizycznej obecności w biurze?
Zamiast więc dyskutować "czy praca zdalna działa", powinniśmy skupić się na tym, jak zrobić to dobrze.
Przede wszystkim, musimy zdefiniować jasne procesy. Oznacza to wprowadzenie precyzyjnych kryteriów akceptacji, wypracowanie standardów raportowania defektów oraz ustalenie przejrzystych procedur komunikacji krytycznych znalezisk. Bez tego nawet najlepszy zespół będzie działał chaotycznie, niezależnie od tego czy pracuje zdalnie czy stacjonarnie. Kolejnym elementem jest inwestycja w odpowiednie narzędzia. Nowoczesne platformy do zarządzania testami w chmurze, systemy automatycznego monitoringu oraz zaawansowane narzędzia do komunikacji zdalnej nie są już tylko miłym dodatkiem - to podstawa efektywnej pracy rozproszonego zespołu testerskiego.
Fundamentalnej zmiany wymaga również podejście do oceny pracy. Czas przestać liczyć godziny spędzone przed komputerem, a zacząć mierzyć rzeczywiste rezultaty. Regularne przeglądy powinny skupiać się na jakości wykonanej pracy, a nie na ilości odbytych spotkań. To realny wpływ na projekt powinien być głównym kryterium oceny testera, nie jego fizyczna obecność w biurze.
Bo prawda jest taka, że dobry tester znajdzie defekty niezależnie od tego, czy siedzi w biurze, czy w domu. A zły tester nie znajdzie ich nawet siedząc przy biurku programisty.
Podsumowanie
Dyskusja o tym, czy testerzy mogą pracować zdalnie, jest jak debata o wyższości testów automatycznych nad manualnymi. Nie ma jednej dobrej odpowiedzi - wszystko zależy od kontekstu i potrzeb projektu.
Jedno jest pewne - świat znacznie się zmienił, a my musimy się dostosować. Firmy, które tego nie zrozumieją, stracą dostęp do wielu utalentowanych testerów, którzy po prostu wybiorą pracodawców oferujących im większą elastyczność.
Bo ostatecznie liczy się jedno - czy potrafimy skutecznie zapewnić jakość oprogramowania. A do tego nie potrzebujemy konkretnego budynku, tylko odpowiednich umiejętności, narzędzi i procesów.