Koronawirus ma wyjątkową zdolność do zmieniania naszego otoczenia i pomagania nam szukać niestandardowych rozwiązań, które do tej pory nie były możliwe. Minęło kilka dni od początku rekomendowanej izolacji i zamknięcia urzędów na przychodzących petentów. Na żywym organizmie i w swoich codziennych obowiązkach sprawdzaliśmy, czy urzędy zmieniły swoje podejście. Czy da się załatwić sprawę przez Internet? Czy ktoś odpisze na napisanego maila albo odbierze słuchawkę? Testowaliśmy tych, którzy mieli wdrożone procedury zdalnego kontaktu, by przekonać się, że COVID-19 ich nie sparaliżował. Weryfikowaliśmy też tych, którzy dopiero uczą się Internetu i zdalnej obsługi klienta.
Wiele lat musieliśmy czekać na tę zmianę mentalną, ale wreszcie się doczekaliśmy. Wyniki są po prostu niewiarygodne.
- Z każdą, nawet najmniejszą sprawą, nie trzeba już pojawiać się w urzędzie, biurze czy salonie.
- Urzędnik może sam sobie sprawdzić w państwowych rejestrach ogólnodostępne informacje, a Ty nie musisz tej informacji wydrukować, opisać "potwierdzam za zgodność z oryginałem", podpisać i przynieść mu na biurko.
- Nie musisz być już pośrednikiem między urzędnikiem a urzędnikiem dwa piętra wyżej. Mogą do siebie zadzwonić i ustalić wspólne stanowisko co do Twojej sprawy.
- Już nie musisz osobiście przynosić papierowego oryginału wypełnionego formularza z odręcznym podpisem i uzyskać potwierdzenia złożenia.
- Notarialne potwierdzenie kopii nie jest już wymagane na każdym świstku.
- Już nie trzeba biegać od pokoju do pokoju kolekcjonując pieczątki, podpisy, pozwolenia na złożenia.
Ogólnie wszystko, co 10 marca 2020 było jeszcze absolutnie niemożliwe do załatwienia zdalnie, stało się w pełni możliwe kilka dni później.
Co się zmieniło? Prawnie i legislacyjnie nie zmieniło się nic. Nie wdrożono specjalnych procedur, nie zmieniono obowiązujących przepisów, nie mamy stanu wyjątkowego. Mamy zwykłą urzędniczą decyzję, że można wszystko załatwić bez konieczności widzenia się z petentem.
Można dziś napisać maila, wysłać skan z podpisem i można zadzwonić. I, o dziwo, (prawie) wszystko można załatwić! Dlaczego tak się stało? Dlatego, że urzędnicy to też ludzie, którzy nie chcą zarazić się chorobą, na którą nie ma lekarstwa. I w ten oto sposób wirus dokonał czegoś, co nie udało się niezliczonej liczbie ciskających gromami obywateli i kilku z rzędu ministrom cyfryzacji. Zmieniła się mentalność całej grupy zawodowej pracowników administracji i zrozumieli, że człowiek jest ważniejszy od procedur.
Oby cyfrowa rewolucja zmieniła podejście urzędów i urzędników na zawsze.