Jeszcze niedawno automatyzacja była postrzegana jako domena programistów testów, co wynikało głównie ze słabości narzędzi do automatyzowania bez kodowania. Dziś to przekonanie zaczyna się już rozmywać i to nie tylko za sprawą AI, ale również narzędzi, które pozwalają automatyzować testy niemal bez kodowania. Czym są te technologie i jak wpływają na codzienne testy?
Czym jest automatyzacja low-code/no-code?
Low-code i no-code to dwa podejścia pozwalające na tworzenie testów z minimalnym (albo żadnym) udziałem kodu. Różnią się między sobą zakresem technicznych umiejętności potrzebnych do pracy. Dzięki no-code buduje się scenariusze testowe bez pisania kodu. Narzędzia działające w tej technologii bazują na intuicyjnych interfejsach typu „przeciągnij i upuść” oraz mechanizmach nagrywania i odtwarzania akcji użytkownika. To rozwiązanie stworzono z myślą o osobach, które nie mają technicznego zaplecza. Low-code wymaga co prawda podstawowej znajomości programowania, ale w zamian daje znacznie większą elastyczność i kontrolę. Rozwiązanie sprawdza się tam, gdzie potrzeba nieco więcej niż prostego „klikania”, ale nadal mniej niż pełnoprawna automatyzacja oparta na kodzie.
5 typów automatyzacji bezkodowej
Na rynku dostępne są różnorodne podejścia do testowania bez kodu:
- Record & Playback – rejestrowanie akcji i automatyczne generowanie skryptów
- Testowanie modelowe (model-based testing) – tworzenie modelu systemu i automatyczne generowanie przypadków testowych
- Testowanie oparte na słowach kluczowych (keyword-driven testing) – składanie testów z predefiniowanych akcji
- Testowanie sterowane danymi (data-driven testing) – oddzielenie logiki testów od zestawów danych
- Testowanie wizualne – wykorzystanie algorytmów lub AI do porównywania interfejsu z oczekiwanymi wzorcami
Dlaczego warto?
Tradycyjne narzędzia automatyzujące charakteryzują się sporym progiem wejścia. Szacuje się, że nawet 80% testerów manualnych nie programuje na tyle, by komfortowo pracować np. z Selenium. Potrzeba kodowania, konfiguracji środowisk, zarządzania infrastrukturą często zniechęcają już na starcie. Low-code/no-code ma za zadanie ten próg obniżyć. Korzyści, które przyciągają firmy, to m.in.:
- większa dostępność ze względu na to, że automatyzacją mogą zajmować się także osoby nietechniczne,
- szybszy rozwój testów, bo czas ich tworzenia może się skrócić nawet o 90%,
- niższe koszty przez mniejsze potrzeby angażowania specjalistów z wysokimi stawkami,
- wiele platform oferuje automatyczne generowanie danych testowych, co ułatwia zarządzanie danymi.
Dla kogo?
Rozwiązania low-code/no-code nie są przeznaczone wyłącznie dla testerów, bo są to narzędzia, które wspierają współpracę różnych ról w zespole. Skorzystają z nich:
- testerzy manualni, którzy chcą automatyzować bez nauki programowania,
- analitycy biznesowi weryfikujący zgodność z wymaganiami,
- kierownicy projektów śledzący jakość na bieżąco,
- eksperci domenowi znający procesy, ale niekoniecznie kod,
- tzw. citizen developers, czyli osoby spoza IT , które tworzą własne narzędzia w tym automaty.
Ograniczenia
Choć narzędzia low-code/no-code mają spory potencjał, to nie są pozbawione wad, do których należą mniejsza elastyczność przy złożonych scenariuszach testowych, potencjalne problemy integracyjne z niestandardowymi systemami, ryzyko uzależnienia od dostawcy (vendor lock-in) i ograniczenia w obsłudze wysoce specyficznych przypadków.
Powszechnie uznaje się również, że taka automatyzacja jest trudniejsza i droższa w utrzymaniu.
Czy narzędzia low-code/no-code zastąpią tradycyjne pisanie kodu?
Raczej nie. Najbardziej realistyczną wizją jest współpraca tych różnych podejść. Tam, gdzie testy są złożone, programowanie nadal będzie miało swoje stałe miejsce, ale wszędzie tam, gdzie liczy się szybkość , low-code/no-code może przejąć dużą część zadań.
Już teraz coraz popularniejsze staje się podejście hybrydowe, które wykorzystuje mocne strony każdego rozwiązania. No-code sprawdza się w prostych, powtarzalnych testach i przy angażowaniu nietechnicznych członków zespołu, low-code wykorzystywane jest do bardziej złożonych testów, które wymagają modyfikacji, a tzw. pro-code używane jest tam, gdzie testy są niestandardowe, złożone i zależne od logiki biznesowej.
Podsumowanie
Nie wszystko trzeba automatyzować bez kodu. Ale dobrze, że można. Low-code/no-code nie rozwiążą każdego problemu, ale pomagają szybciej przejść od potrzeby do działania i to jest ich największą zaletą.