Na czym polega Vibium?
Vibium to rozproszona sieć testowa, której podstawą nie są maszyny wirtualne czy chmura, ale komputer, telefony i tablety użytkowników rozsianych po świecie. Zamiast symulować działanie aplikacji w środowisku laboratoryjnym, platforma pozwala wykonywać testy na fizycznych urządzeniach, podłączonych do prawdziwych sieci, z realnymi opóźnieniami i ograniczeniami sprzętowymi. Teoretycznie można więc zlecić testowanie strony na przykład na iPadzie zlokalizowanym w Warszawie, podłączonym do domowej sieci Wi-Fi. To odwrócenie modelu stosowanego przez BrowserStack czy SauceLabs, gdzie testy odbywają się w kontrolowanych, wirtualnych środowiskach.
Co można zrobić na platformie?
Na dziś Vibium oferuje dwie główne funkcje, choć trzeba pamiętać, że mówimy o fazie proof of concept:
- Testowanie stron internetowych w wybranych lokalizacjach i konfiguracjach sprzętowych, z użyciem realnych urządzeń innych użytkowników.
- Uruchamianie własnego węzła testowego, czyli udostępnianie swojego komputera lub telefonu do sieci Vibium w zamian za potencjalne wynagrodzenie.
Z perspektywy użytkownika przypomina to wysłanie zapytania: „Sprawdź moją stronę na urządzeniu X, w lokalizacji Y, w przeglądarce Z”. Wyniki zawierają dane o czasie ładowania, błędach, integralności wizualnej czy działaniach użytkownika. Operatorzy węzłów mogą z kolei zainstalować komponent Vibium i udostępniać swoje urządzenia, choć sposób wynagradzania nie został jeszcze ogłoszony.
AI jako interfejs testowy
Jednym z najciekawszych pomysłów Vibium jest interfejs oparty na języku naturalnym. Zamiast pisać skrypty testowe w Selenium czy Cypressie, użytkownik miałby po prostu opisać scenariusz słownie, a system wygenerowałby i wykonał odpowiedni test.
Przykład: „Otwórz stronę główną, dodaj produkt do koszyka i przejdź do płatności”. Mechanizm AI ma dopasować test do urządzenia i środowiska, a także samodzielnie dostosować się do zmian w interfejsie (tzw. self-healing). W teorii ogranicza to koszty utrzymania testów automatycznych, które zwykle wymagają ciągłych aktualizacji.
Ograniczenia i perspektywy
Na tym etapie Vibium pozostaje projektem w fazie proof of concept, z interfejsem działającym bardziej pokazowo niż produkcyjnie. Testy potrafią zwracać losowe dane – wpisanie adresu strony nie zawsze przekłada się na rzetelne wyniki, co wyraźnie pokazuje, że platforma nie jest gotowa do codziennego użytku. To raczej podgląd kierunku, w którym autor chce iść, niż narzędzie dla testerów na „tu i teraz”.
Warto też pamiętać, że podobne projekty często zatrzymują się na poziomie prototypów. Sieci peer-to-peer wymagają ogromnego zaangażowania operatorów węzłów, a bez masowej bazy użytkowników system traci sens. Do tego dochodzą kwestie bezpieczeństwa. Kto zagwarantuje, że udostępnione urządzenie nie zostanie obciążone złośliwymi testami albo nie narazi użytkownika na wyciek danych? Problemem może być też sama stabilność i spójność wyników, bo zróżnicowane warunki rzeczywiste są wartościowe, ale jednocześnie trudne do kontrolowania.
Nie wiadomo jeszcze kiedy i w jakiej formie nastąpi komercyjne otwarcie systemu.
Czy warto się tym zainteresować?
Dla osób zajmujących się jakością oprogramowania Vibium jest przede wszystkim sygnałem trendu. Pokazuje próbę odejścia od sterylnych środowisk testowych i przeniesienia testów do świata realnych urządzeń i prawdziwych sieci. Może być też przykładem, jak sztuczna inteligencja staje się bardziej użyteczna w testach – potrafi reagować na zmiany w UI czy interpretować język naturalny.
Jednak dziś Vibium to bardziej wizja niż narzędzie. Warto je obserwować, by śledzić to, jak zmieniają się pomysły na zdecentralizowane testowanie, ale nie ma jeszcze mowy o praktycznym zastosowaniu w zespole testerskim. Przyszłość pokaże, czy projektowi uda się przejść z fazy ciekawostki do rozwiązania, które faktycznie zagrozi pozycji takich narzędzi jak BrowserStack czy SauceLabs.
Redakcja