Początek lipca zawsze był dla Zygfryda spokojniejszym okresem: deweloperzy wyjeżdżali na urlopy, przełożeni jeździli na konferencje albo odwiedzali większych klientów. Żadne nowe, duże funkcjonalności nie trafiały wtedy do realizacji, a testerzy poświęcali czas na regresję, dopracowywanie automatów i zadania, na które w pozostałe miesiące zwyczajnie brakowało czasu.
Zygfryd chętnie bywał w biurze: cisza, klimatyzacja i biurko z dwoma monitorami skutecznie zniechęcały go do pracy z domu. Tamtego dnia, nieśpiesznie popijając kawę i podgryzając wysokobiałkowego batonika, zapoznawał się z opisem funkcjonalności, którą miał testować. Wszystko szło gładko… aż po niecałej godzinie przed jego biurkiem stanęło trzech przełożonych: dwaj QA managerowie i Project Manager.
- Zigi, mamy problem - powiedział Marek, jeden z managerów.
Zygfryd spojrzał pytająco.
- Wiesz, co wydarzyło się 28 czerwca? - dodał Marek.
Tester zmarszczył brwi: - Koniec roku szkolnego? Święto pizzy?
- Pudło - wtrącił się Project Manager Szymon. - 28 czerwca weszła w życie ustawa o dostępności cyfrowej.
- Aaaa, racja — przypomniał sobie Zigi. - Mówiłem Wam o tym rok temu, żebyście się na to przygotowali.
- I właśnie tu jest problem. Daliśmy ciała. My wszyscy jako testerzy - stwierdził Marek.
Zygfryd uniósł brwi do góry, a w jego spojrzeniu pojawiło się zdziwienie i irytacja.
- My?
- Tak, my!
- Przecież mówiłem Wam o tym rok temu!
- Ale nie byłeś wystarczająco przekonujący i teraz mamy problem.
Tym razem w Zygfrydzie nie było już irytacji, tylko gwałtowne zaczerwienienie twarzy. Wkurzenie i złość to były nazbyt łagodne określenia.
- Marek! Byłem jedyny w całej firmie, który…
- Nie czas teraz na to! - przerwał Szymon. - Mamy dwa dni na sprawdzenie sklepu mojego klienta pod względem accessibility.
- No to powodzenia - Zigi nawet nie krył ironii.
- Będziesz musiał to sprawdzić.
- Ja?
- Tak, Ty.
- Ale to nie mój projekt! Nie znam domeny, nie mam wiedzy w zakresie dostępności. Gdybyście wysłali mnie na szkolenie jak prosiłem…
- Dzisiaj wysłałem maila do Twojego teamu, że Cię wyjmujemy na dwa dni. - Przerwał Szymon. - Wiemy, że sobie z tym poradzisz. Na mailu powinieneś mieć już dostęp do platformy. Za tydzień idziemy na produkcję i musimy zapewnić dostępność.
Zygfryd już chciał coś powiedzieć, ale Marek uprzedził go.
- Wiemy, że to słabo wygląda. Tak, wiemy, że nie powinno to tak być. Nie oczekujemy od Ciebie audytu. Masz sprawdzić i zgłosić rzeczy na tyle, żeby nikt za bardzo się nie czepiał.
- Tak teraz dowozimy featury? Na jako tako, żeby nikt za bardzo się nie czepiał? - Zigi dalej był czerwony na twarzy ze zdenerwowania. W takim momentach nie myślał racjonalnie i lata praktyki w zawodzie nic tu nie dawały. Mało kto i mało kiedy był go w stanie wyprowadzić z równowagi. Zlewali go przez rok czasu, a teraz przyszli, kazali mu robić rzeczy, na których się nie znał, dali mu jakiś śmieszny 2-dniowy deadline, a on nawet nie może odmówić. Ma być niczym pieprzony James Bond, który ma misję ratowania świata. Z tym że po ostatnich zwolnieniach w firmie i zamrożeniu podwyżek, Zigi nie miał najmniejszej ochoty na robienie niczego poza absolutnym minimum.
Jednak opinia Zygfryda na temat obecnego stanu IT w jego firmie to jedno, a rzeczywistość to drugie. I to właśnie rzeczywistość sprawiła, że po niecałej godzinie nasz tester wpatrywał się w ekran, na którym widniała strona sklepu internetowego - zadanie, które miało pochłonąć go przez kolejne dwa dni. W porównaniu z innymi tego typu zleceniami tym razem Zigi nie miał bladego pojęcia, co ma robić. Na szczęście zdążył już ochłonąć po wizycie, więc umysł i myśli wracały na właściwe tory.
Dostępność, czyli co? Czyli czy osoby z niepełnosprawnościami potrafią korzystać ze sklepu internetowego. Jakie to mogą być niepełnosprawności? Wada słuchu? Wzroku? Paraliż? Przypadków można było mnożyć. Od czego Zigi miałby zacząć? Stworzyć personę? Na to potrzeba czasu. Tester zamknął oczy: „OK, i jak teraz sprawdzać stronę? Włączyć VoiceOver? MacBook miał chyba coś takiego. Tylko co dalej? Nawigować myszką czy klawiaturą? A co z obsługą mobilek?” To był dopiero początek. Na pewno istniały jakieś formalne wymagania, które trzeba było spełnić. Coś tam kiedyś słyszał o jakimś WCAG‑u. Nie - takie podejście nie miało sensu. Bez chociaż małego researchu testowanie dostępności wydało mu się niemożliwe do zrobienia. Na szczęście temat ostatnio był dość gorący w internecie, materiałów i proponowanych kursów było sporo, Zygfryd miał więc w czym wybierać.
Zbawieniem okazały się dla niego rozszerzenia do przeglądarki. Wystarczyło je uruchomić, klikając przycisk albo wchodząc w DevTools i klikając „Start Test”. Czy rezultaty, które zwracały, coś Zigiemu mówiły? Nic a nic. Czy „Missing ARIA attribute” lub informacja, że kontrast wynosi 3,85:1 w jakikolwiek sposób poprawiały jego sytuację? Mógłby, jak testująca małpka, zgłosić buga bez zrozumienia, co tak naprawdę zgłasza, i przerzucić całą odpowiedzialność na programistę. Tylko że błędów były setki. Czy wszystkie są równie ważne? I czy na pewno wszystkie trzeba zgłaszać? A co mówiła teoria? Zygfryd bez problemu znalazł wymagania WCAG (Web Content Accessibility Guidelines - międzynarodowy zestaw wytycznych), lecz okazało się, że to ściana tekstu do przeczytania! Ponadto do każdego wymagania był link prowadzący do opisu, jak rozumieć dane kryterium, oraz kolejny link do technik, które pozwalają je spełnić. Dokumentacja na najwyższym poziomie, ale samo czytanie zajęłoby tu kilka dobrych dni.
Nasz protagonista zastosował więc inne podejście: skupił się na ogółach.
● Czy da się nawigować po stronie klawiaturą?
● Czy można powiększać tekst bez utraty funkcjonalności?
● Czy linki są wyróżnione?
● Jakie są kontrasty i rozmiary?
Na telefonie uruchomił oprogramowanie, które przetwarza tekst na mowę, po czym bardzo pożałował, że nie sprawdził najpierw, jak to się wyłącza. Po kilku godzinach testów zaczął też rozumieć, jak wykorzystać narzędzia do automatycznego sprawdzania dostępności. Internet wręcz kipiał od aplikacji do kolorów, walidatorów kodu HTML, rozszerzeń do przeglądarek itp. Trzeba było jednak świadomie wiedzieć, czego się używa, i rozumieć zwracane rezultaty. Bardzo pomocne okazały się też znalezione w internecie checklisty – część z nich nawet dostarczona przez strony rządowe! Idealny sposób na odznaczanie, co zostało przetestowane, a co nie.
Pozostawała jeszcze kwestia, jak znalezione błędy raportować. Jakie priorytety nadać poszczególnym problemom? I w końcu najważniejsze pytanie: czy po takich testach Zygfryd będzie mógł z czystym sumieniem stwierdzić, że testowany sklep internetowy jest dostępny cyfrowo? Zdecydowanie NIE. Ale w tak krótkim czasie i przy niemal zerowej wiedzy był zadowolony z efektów swojej pracy. Idealnie byłoby zrobić testy z użytkownikami, którzy borykają się z niepełnosprawnościami, by wykryć przynajmniej blokery, ale na to czasu oczywiście nie było. Bierność i opieszałość spowodowały, że Zigi robił testy dostępności za późno, bez należytej wiedzy, bez zrozumienia tematu i po łebkach.
„Nigdy więcej” - taka myśl krążyła w głowie Zygfryda po dwóch dniach niemal wyjętych z życia. Dał się wkopać (co prawda w słusznej sprawie), ale teraz to on będzie musiał świecić oczami, mimo że zaznaczał, iż jego testy są dalekie od ideału. Bez solidnego przeszkolenia i przeczytania wszystkich wymagań nie powinien zabierać się za tę robotę. Dlaczego akurat na niego to spadło? Bo senior na pewno sobie poradzi? Bo głupio odmówić, w końcu chodzi o dyskryminację osób niepełnosprawnych? Bo inni byli bardziej obłożeni pracą? Co robili przełożeni, że do takiej sytuacji doszło? Dlaczego wcześniej nikt nie przygotował się na wejście ustawy o dostępności cyfrowej? Pytań było mnóstwo, ale nie miał kto na nie odpowiedzieć. Zygfryd zrobił, co do niego należało, a jakie wnioski wyciągnął z tej sytuacji władze firmy? Czas pokaże.
Rafał Kubik