Kurde, lubię swoją robotę.
Na łeb nie pada, nieźle płacą, nie ma sztywnych ram pracy. Jest spoko. Dobrze, że się przykładałem do nauki, dzięki temu nie muszę teraz pracować na dworze albo gorzej — na zmiany! Chociaż... co właściwie mi ta szkoła dała? Ile z tego wykorzystuję teraz? Wiedza ogólna z podstawówki – ok, a co z wiedzą ze studiów? Podstawy IP, sieci, programowania — spoko, a co z resztą? Tyle wieczorów rozwiązywania całek... I po co mi to było? Ktoś w IT w ogóle używa całek? Fizycy (żeby wysyłać rakiety) i matematycy — tak, ale reszta? W sumie taki matematyk też nie ma źle. Siedzi przy tablicy i wymyśla. Trochę jak ja, tylko on równania matematyczne, a ja test case’y. No właśnie, znowu muszę testy dzisiaj napisać. Co za regres, czemu junior nie może tego zrobić? Bo ty to zrobisz dokładniej Zigi, masz więcej doświadczenia, a to ważny ficzer – sraty taty.
Może rzucić to wszystko i co? Wyjechać w Bieszczady? Tak tylko się mówi.
Może zmienić działkę i gry potestować? W sumie fajna fuszka - z mieczem latasz, w kamień nawalasz. No nie, to na pewno nie jest tak kolorowo. Pewnie po roku takiej pracy bym na gry nie mógł patrzeć. I płaca chyba średnio.
Może iść w te cholerne automaty? Teraz każdy tylko by automatyzował i nic więcej! Nawet na rynku mało ofert dla manuali jest.
Kurde, czyli co? Zacząć się uczyć tego Pythona? Nie za późno? Mam prawie 40-tkę. Powiedzmy, że się nauczę, łyknę to cholerne Selenium, bo przecież nie ma innych narzędzi na rynku, i co? Wskoczę na juniora do jakiegoś projektu, gdzie jakiś młokos będzie mi code review robił i mówił co robię źle? O nie!
Tylko jak nie automaty, to co? W managerkę iść? I użerać się z tymi leniami? Krzyknąć teraz nie wolno, tylko trzeba tłumaczyć, rozmawiać. No dobra, czyli, że co? Będę do 65 roku życia siedział przed kompem i jakieś głupoty testował?
Tylko jak nie testowanie to co, skoro ja nic innego nie potrafię? Może własny biznes założyć? Tylko jaki? O czym? I don’t know. W testowaniu już miejsca na nowy startup nie ma, nie ma luki w branży, konkurencja jest już wszędzie. To co tu wymyślić?
Może sięgnąć po jakąś literaturę? Myśl jak Steve Jobs, Kreatywność dla opornych, czy coś w tym stylu? A może po prostu się narąbać i pomysł sam przyjdzie? Nie wiem... może iść na szkolenie w tym zakresie? Tylko które? Jest tego od groma. I weź tu wybierz.
Albo nic nie robić? Siedzieć na ciepłym stanowisku. Olać rozwój i naukę nowych rzeczy. Mam tu ugruntowaną pozycję, nikt mnie szybko nie wywali. Tylko co ja za rok na procesie podwyżkowym powiem? Rozwijasz się – dostajesz, dobrze pracujesz w projekcie, ale się nie rozwijasz – nie dostajesz kasy. Eh...
Ostatnio gdzieś czytałem o dochodzie pasywnym. Czyli robisz raz szkolenie, sprzedajesz na Udemy, Ty śpisz - a kasa leci. No dobra, tylko znowu o czym? Już wszystko jest! To może książkę napisać? O czym? Znowu brak pomysłu. Dobra... Uspokój się, nie jest tak źle. Manualnych szybko się nie pozbędą. Co miesiąc płacą, kredyt szybko nadpłacisz, będzie ok. Swoje robisz. W domu siedzisz, nikt Cię nie kontroluje, skarg nie ma – po co się denerwować.
Czekaj, czekaj, a o czym to ja? Aaa no tak – lubię swoją robotę. :)